niedziela, 8 kwietnia 2012

Linka pisze...#15, rozkminy na temat rodziców.

Hej znów :)
Jednak mnie natchnęło. Dokładnie w parę minut. Żeby zrozumieć zapraszam do przeczytania poprzedniej notki.

Rozkminy na temat rodziców
Są z nami od początku. Dzięki nim jesteśmy na tym świecie i żyjemy. W różnych warunkach i środowisku, ale jednak. Przez pierwsze miesiące życia po prostu jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Potem zaczynamy kochać. Są dla nas najważniejsi i nie oddalibyśmy ich nikomu. Jako dzieciaki już większe zaczynamy na nich wiele wymuszać, gdyż tylko zrobimy smutną minkę, a rodzic zrobi to, o co prosimy, jeżeli tylko jest w stanie. Potem zaczynają rozumieć, że jesteśmy rozpieszczeni i zmieniają postępowanie wobec nas, zaczynają zmieniać swoje postępowanie i nie dają nam wszystkiego. Uczą szanować to, co mamy, aż w końcu przywykamy do tego. Darzą nas miłością i to tak wielką, że aż nie pojętą. Kiedy wchodzimy w wiek dorastanie, większość z nas zaczyna sprawiać problemy. Jeżeli oboje rodziców pracuje, właściwie tego nie zauważają. Idą na pierwsze wywiadówki i orientują się, co dzieje się z ich pociechami. Bywa różnie. Kiedy zaś nie pracuje jedno z rodziców, jesteśmy pilnowani co do systematycznej nauki, towarzystwa w jakim się obracamy. No właśnie. Rówieśnicy i przyjaciele z podwórka mają ogromny wpływ na kształtowanie naszego charakteru, ale o tym innym razem. Rodzice w pewnych momentach nie wiedzą co mają robić. Zupełnie tak, jakby nigdy nie byli w naszym wieku. To jedna z rzeczy, których ja, jako nastolatka nie mogę zrozumieć. Przecież kiedyś przechodzili przez te wszystkie podobne sytuacje. Pierwsze miłości, alkohol, papierosy itp. Dlaczego chociaż nie próbują nas zrozumieć? Byłoby łatwiej. Z najprostszych rzeczy rodzą się kłótnie, wiadomo - hormony. Tak na prawdę to najłatwiej właśnie na nie zżucić winę, chociaż w pewnym sensie są za te kłótnie odpowiedzialne.  Jednak rodzice twierdzą, że wiedzą lepiej, a my jako dorośli na pewno będziemy postępować jak oni i wtedy to zrozumiemy. My jednak się wypieramy. Potem jesteśmy już dorośli. Zaczynamy potrzebować ich pomocy, rad, często pieniędzy. Twierdzimy, że właśnie od tego są. W dorosłym życiu zdarza się, że zapominamy o naszych rodzicach. Kiedy są już starzy, odwiedzamy ich sporadycznie. Kiedyś każdy musi umrzeć, ale nikt nie wyobraża sobie śmierci swojego rodzica. Często zapominamy im powiedzieć najważniejszych słów, tj.: "kocham Cię mamo/tato.", "dziękuję za wszystko" . Kiedy jest już za późno odwiedzamy ich na grobach i prowadzimy monolog, gdyż oni nie mogą już odpowiedzieć. Katolicy, w tym ja, wierzą, ze spotkają się jeszcze w niebie. Jedyna pociecha.
Tak oczywiście jest właściwie w większości przypadków. Są rodzice bardziej i mniej wyrozumiali. Dzieci bardziej i mniej przywiązane do rodziców, określane mianem "córeczka tatusia" lub "mamin-synek". Nie powinno się tak mówić, gdyż właśnie te dzieci pokazują swoją miłość do rodziców, co nie jest rzeczą złą. Są dzieciaki z trudnym i łatwiejszym charakterem. To wszystko zmienia nasze dzieciństwo i ma wpływ na całe życie, ale nikt nie jest idealny.
Wiele z nas nie ma rodziców, bądź jest adoptowanych.Co by nie mówić, ci drudzy mają lepiej. Bo nie ważne czy rodzic jest biologiczny, ale czy nas kocha.
Są różne przypadki, tak jak mówiłam, i cała ta rozkmina nie pasuje do każdego z nas. Natchnęło mnie do pisania na taki temat, ponieważ sama mam dzisiaj ogromny problem z dogadaniem się z tatą. Z mamą się też często kłócę, ale spędzamy ze sobą sporo czasu i to jest tak jak z przyjaciółmi. Chociaż moich rodziców nie mogę nazwać przyjaciółmi, bo tak naprawdę wiedzą o mnie bardzo mało, ale to z mojej winy. Więcej o własnych dzieciach się wie w dorosłym życiu, a póki co mam 15 lat i nie chcę mówić o wszystkim rodzicom. Cieszę się, że mają zdrowe podejście do moich znajomych : że to moja sprawa z kim się zadaję i nigdy nie zakazali mi się z nikim kolegować, ani nie nakazali. Są również dobrzy pod względem tego, że mi ufają. Mają świadomość w jakim towarzystwie się obracam, że w tym wieku wiele dzieciaków pije czy pali, a jednak nie sprawdzają mnie. Muszę się bardziej opanowywać w stosunku co do nich, bo kiedyś ich zabraknie i nie wiem co wtedy zrobię. Ale nie mam siły na żadne przeprosiny ani nic z tych rzeczy. Nie umiem, nie teraz. Bo wiem, że za kilka minut będzie to samo. Oni kiedyś mi wybaczą, w końcu są rodzicami.
Każdemu z Was radzę, aby mimo wszystko kochał swoich rodziców, bo są wsparciem i niejednokrotnie autorytetem. Mamy ich tylko jednych, więc dbajmy o odpowiednią więź z nimi.
Pisałam w złości, a wyszło i tak pozytywnie. Dość sporo się opisałam, więc nie wiem czy ktokolwiek przeczyta. Nawet nie wiem, czy jutro będzie to miało dla mnie jakikolwiek sens. Najwyżej usunę. Ale ktoś to i tak zapewne zobaczy. Mam nadzieję, że dałam Wam powód, do rozmyśleń na temat relacji waszych z rodzicami. Czasami warto pierwszemu wyciągnąć dłoń aby się pogodzić.
Pisałam od serca,
Pa :)
P.S. jeżeli temat sam do mnie nie przyjdzie, to proszę o podawanie tematów do rozkmin moich, bo nie chcę wciąż pisać o moich dniach, gdyż ten blog był zakładany ze względu na takie tematy jak ten powyższy.

Brak komentarzy: